rankiem wbijałem się twardo w materac
przetaczałem się z boku na bok
ślina z pyska ściekała po niegolonym zaroście
łapałem jego pośladek
tuliłem
odwracałem się
chciało mi się pić
napięte slipy zdzierały resztę wolności
dzikiego człowieka co wewnątrz
5:15
po szklance wody z cytryną
po gównianym katharsis
ubieram wczorajsze spodnie i bluzę
nie stroję się
nie zmieniam
nie daję tematu
materiału
tworzywa
obrabiarkom nie w smak
obrabiarkom tematu brak
i nudę na srebrnej tacy niosę
piątek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz