czwartek, 16 marca 2023

matczyny garb

 




wracałem do domu codziennie tą samą drogą

mijałem żulernie i tramwajowe tory

zniszczone kamienice

zalanych w trupa pod żabką


schody co dzień były strome inaczej

korytarz walił gównem dzieci sąsiadów, kaszką, zasypką, gotowanymi pieluchami


matki bez wiary, zajęcia i sensu wyrzucały z siebie żółć 

pokrywały nią piękne nowe korytarze, boazerie i srebrnoszarą windę

nie trawiły muzyki, gości, światła i wrzasku

nie przełykały tych i innych spraw

znudzone matki swoich dzieci z socjalem na wychowanie

bez celu karmiące piersią zasiedziałe

zakurzone 

wredne

*


inżynierowie snuli wielkie plany o porażce dewelopera

młodzi uczyli się obsługi windy

psy znosiły patyki

a ptak na moczarach zdając się mieć w dupie nas wszystkich wrzeszczał co noc


paliłem świeczki o zapachu bonda

w fajce waniliowy tytoń

retsina z lodem dodawała mi siły 

kiedy spoglądałem na matki robiące zdjęcia podpaskom przy koszu

kiedy spoglądałem na matki robiące zdjęcia źle zaparkowanym samochodom

kiedy spoglądałem na matki pełen żółci bo wrzeszczy na moczarach ptak

*


malowałem obraz pełen jazzu

słuchałem muzyki

przycinałem rośliny nagromadzone przez lata

matki topiły się w żółci na parkingu wołając
o pomoc 

wołały o pomoc inne matki

zarzucały na plecy wykarmione piersi i wskakiwały do rwącego nerki potoku

trzciniaczek świergolił je wszystkie


pyk

pyk

pyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz